Trochę muzyki...

poniedziałek, 19 września 2011

"Pożegnanie z Afryką"

 
 
 
 
 
Reżyseria-Sydney Pollack, scenariusz-Kurt Luedtke, muzyka-John Barrym, zdjęcia-David Watkin, nagrody: siedem Oscarów, trzy Złote Globy i wiele innych nagród.. Meryl Streep-nominacja do Oscara najlepsza aktorka pierwszoplanowa, Klaus Maria Brandauer-nominacja najlepszy aktor drugoplanowy

"Miałam w Afryce farmę u stóp gór Ngong"- tak główna bohaterka - Karen Blixen - zaczyna swoją opowieść. Historię zarazem bardzo wzruszającą, jak i przedstawiającą piękno Czarnego Lądu. Główną bohaterką jest Karen w tej roli Meryl Streep, która wychodząc za mąż za swego przyjaciela, a brata kochanka, już od samego właściwie początku wie, że małżeństwo to będzie „papierowe” i jedynie dla zysku. Chociaż gdzieś na dnie jej serca być może pojawia się myśl, że jednak ona czuje coś do męża. Ten natomiast widzi tylko jej pieniądze i prowadzi dość hulaszczy tryb życia. Po licznych romansach, a przede wszystkim zarażeniu żony syfilisem, Blixen każe wyprowadzić się Brorowi (Klaus Maria Brandauer) do miasta. Od tej pory pozostaje sama z całą grupą czarnoskórych ludzi, ze swoją plantacją kawy.

W niesamowitej ekranizacji powieści autobiograficznej Karen, na pierwszy plan wysuwa się wątek miłosny. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że "Pożegnanie z Afryką" to zwykły romans, w którym odnajdujemy obraz oczekiwania, nadziei. Nasza bohaterka poznaje w czasie drogi do Kenii Dennisa (Robert Redford), ich znajomość z czasem zaczyna przeradzać się w uczucie, a ona jest zmuszona pogodzić się z faktem, iż jej wybranek często wyjeżdża i nie widują się przed dłuższy okres. Jednak jest mu wierna przez cały ten czas i za każdym razem przeszywa ją ból, gdy musi się żegnać. A gdy ukochany ginie, a  plantacja kawy zostaje spalona, Blixen wraca do Danii.

Nie jest to wierna ekranizacja powieści Karen Blixen... W książce mamy do czynienia z wieloma opisami, które chyba troszeczkę lepiej oddają kulturę i naturę Afryki, a do tego jest więcej opisów przyrody. Nie mniej jednak „Pożegnanie z Afryką” to film niezwykły, choć reżyser Sydney Pollack skupił się głównie na losach głównej bohaterki, a widz nie jest w stanie poznać Kenii tak jak z książki... Mocną stroną filmu jest przepiękna muzyka Johna Barry.

Dzięki wspaniałej grze Meryl uwierzyłam, że Blixen gdy trzeba było potrafiła zacisnąć zęby i w ogromnym trudzie, pocie czoła pracować ze zwykłymi robotnikami na swojej farmie. Meryl tak pięknie pokazała siłę kobiety, która nie bała się wyruszyć w nieznaną podróż do Afryki w poszukiwaniu męża, a gdy przyszło jej zawalczyć o to, w co tak mocno wierzyła, nie zawahała się uklęknąć i pokornie błagać o pozytywne rozpatrzenie jej prośby. .Meryl pozwoliła mi też uwierzyć, że Karen Blixen, była wrażliwą i pełną energii kobietą, Klaus Maria Brandauer wiarygodnie pokazał psychologiczne oblicze męża bohaterki, oraz Robert Redford piękny amant. Chyba jedyna rola Brandauera, która mi się podobała... Film zaliczam do moich ulubionych.

Nie jest to tylko ckliwy melodramat, a dłużyzny w filmie rekompensują wspaniałe zdjęcia i wyśmienicie ukazane piękno Afryki, dzikiej przyrody i dzikiej zwierzyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz